Stałam jak jakiś słup. Wszystkie moje mięśnie były napięte. Niemogłam oddychać. W końcu się odsunął a ja rozluźniłam.
- Jesteś spięta.
- Doprawdy...?
- Zostaniesz?
- Eee...
- Czyli tak.
- No...
Usiedliśmy znów na tym pnie. Rozmowa toczyła się mile. Rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach. Gdy dobiła 00.01 wstałam i oznajmiłam:
- Teraz to naprawdę idę.
- Odprowadzić cię.
- To nie było pytanie.
- Wiem. - wziął mnie za rękę.
< Look? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz