Obudziłam się w… jakiejś jaskini. Czy ja byłam w niebie? Raczej nie. Nie było aniołów ani nic… czyli żyje! Miałam wielki bandaż na nodze, ale żyłam. Chyba to ten chłopak uratował mi życie, to najbardziej prawdopodobne. I wtedy usłyszałam jakieś głosy. Bla bla bla, nie obchodziło mnie to. I usłyszałam że ktoś otwiera drzwi, i wszedł jakiś chłopak. To chyba jego widziałam tuż przed tym jak straciłam przytomność, ale nie byłam pewna.
- Uff, wszystko z tobą w porządku.- powiedział.- martwiłem się.
- Wow, pierwszy raz ktoś się o mnie martwił… mruknęłam pod nosem, a do niego powiedziałam- bardzo dziękuje że uratowałeś mi życie.
- To nie jest pewne że uratowałem twoje życie… powiedział.
- Ależ pewne, gdyby nie ty wykrwawiłam bym na śmierć.
- Może i prawda… ściemnia się, może odprowadzić cię do twojego domu?
- Tak naprawdę dopiero dołączyłam, więc domu jeszcze nie mam. – odpowiedziałam ze smutkiem.
<Look?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz